Urywek z "Anioł Pański"
Idzie samotna dusza polem,
idzie ze swoim złem i bólem,
po zbożnym łanie i po lesie,
wszędy zło swoje, swój ból niesie
i swoją dolę klnie tułacza,
i swoje losy klnie straszliwe,
z ogromną skargą i rozpaczą
przez zasępioną idzie niwę...
Idzie jak widmo potępione,
gwiżdże koło niej wiatr i tańczy -
w którą się kolwiek zwróci stronę,
wszędzie gościniec jej wygnańczy -
nigdzie tu miejsca nie ma dla niej,
nie ma spoczynku ni przystani...
Idzie przez pola umęczona,
łamiąc nad głową swą ramiona...
wtorek, 9 czerwca 2015
poniedziałek, 8 czerwca 2015
30- Który skrzywdziłeś
Który skrzywdziłeś człowieka prostego
Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając,
Gromadę błaznów koło siebie mając
Na pomieszanie dobrego i złego,
Choćby przed tobą wszyscy się kłonili
Cnotę i mądrość tobie przypisując,
Złote medale na twoją cześć kując,
Radzi że jeszcze dzień jeden przeżyli,
Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta.
Możesz go zabić - narodzi się nowy.
Spisane będą czyny i rozmowy.
Lepszy dla ciebie byłby świat zimowy
I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta.
Cz. Miłosz
29- Głos w sprawie pornografii
Nie ma rozpusty gorszej niż myślenie.
Pleni się ta swawola jak wiatropylny chwast
na grządce wytyczonej pod stokrotki.
Dla takich, którzy myślą, święte nie jest nic.
Zuchwałe nazywanie rzeczy po imieniu,
rozwiązłe analizy, wszeteczne syntezy,
pogoń za nagim faktem dzika i hulaszcza,
lubieżne obmacywanie drażliwych tematów,
tarło poglądów - w to im właśnie graj.
W dzień jasny albo pod osłoną nocy
łączą się w pary, trójkąty i koła.
Dowolna jest tu płeć i wiek partnerów.
Oczy im błyszczą, policzki pałają.
Przyjaciel wykoleja przyjaciela.
Wyrodne córki deprawują ojca.
Brat młodszą siostrę stręczy do nierządu.
Inne im w smak owoce
z zakazanego drzewa wiadomości
niż różowe pośladki z pism ilustrowanych,
cała ta prostoduszna w gruncie pornografia.
Książki, które ich bawią, nie mają obrazków.
Jedyna rozmaitość to specjalne zdania
paznokciem zakreślone albo kredką.
Zgroza, w jakich pozycjach,
z jak wyuzdaną prostotą
umysłowi udaje się zapłodnić umysł!
Nie zna takich pozycji nawet Kamasutra.
W czasie tych schadzek parzy się ledwie herbata.
Ludzie siedzą na krzesłach, poruszają ustami.
Nogę na nogę każdy sam sobie zakłada.
Jedna stopa w ten sposób dotyka podłogi,
druga swobodnie kiwa się w powietrzu.
Czasem tylko ktoś wstanie,
zbliży się do okna
i przez szparę w firankach
podgląda ulicę.
W. Szymborska
niedziela, 7 czerwca 2015
28- Do prostego człowieka
Gdy znów do murów klajstrem świeżym
Przylepiać zaczną obwieszczenia,
Gdy "do ludności", "do żołnierzy"
Na alarm czarny druk uderzy
I byle drab, i byle szczeniak
W odwieczne kłamstwo ich uwierzy,
Że trzeba iść i z armat walić,
Mordować, grabić, truć i palić;
Gdy zaczną na tysięczną modłę
Ojczyznę szarpać deklinacją
I łudzić kolorowym godłem
I judzić "historyczną racją",
O piędzi, chwale i rubieży,
O ojcach, dziadach i sztandarach,
O bohaterach i ofiarach;
Gdy wyjdzie biskup, pastor, rabin
Pobłogosławić twój karabin,
Bo mu sam Pan Bóg szepnął z nieba,
Że za ojczyznę - bić się trzeba;
Kiedy rozścierwi się, rozchami
Wrzask liter pierwszych stron dzienników,
A stado dzikich bab - kwiatami
Obrzucać zacznie "żołnierzyków". -
- O, przyjacielu nieuczony,
Mój bliźni z tej czy innej ziemi!
Wiedz, że na trwogę biją w dzwony
Króle z pannami brzuchatemi;
Wiedz, że to bujda, granda zwykła,
Gdy ci wołają: "Broń na ramię!",
Że im gdzieś nafta z ziemi sikła
I obrodziła dolarami;
Że coś im w bankach nie sztymuje,
Że gdzieś zwęszyli kasy pełne
Lub upatrzyły tłuste szuje
Cło jakieś grubsze na bawełnę.
Rżnij karabinem w bruk ulicy!
Twoja jest krew, a ich jest nafta!
I od stolicy do stolicy
Zawołaj broniąc swej krwawicy:
"Bujać - to my, panowie szlachta!"
J. Tuwim
Przylepiać zaczną obwieszczenia,
Gdy "do ludności", "do żołnierzy"
Na alarm czarny druk uderzy
I byle drab, i byle szczeniak
W odwieczne kłamstwo ich uwierzy,
Że trzeba iść i z armat walić,
Mordować, grabić, truć i palić;
Gdy zaczną na tysięczną modłę
Ojczyznę szarpać deklinacją
I łudzić kolorowym godłem
I judzić "historyczną racją",
O piędzi, chwale i rubieży,
O ojcach, dziadach i sztandarach,
O bohaterach i ofiarach;
Gdy wyjdzie biskup, pastor, rabin
Pobłogosławić twój karabin,
Bo mu sam Pan Bóg szepnął z nieba,
Że za ojczyznę - bić się trzeba;
Kiedy rozścierwi się, rozchami
Wrzask liter pierwszych stron dzienników,
A stado dzikich bab - kwiatami
Obrzucać zacznie "żołnierzyków". -
- O, przyjacielu nieuczony,
Mój bliźni z tej czy innej ziemi!
Wiedz, że na trwogę biją w dzwony
Króle z pannami brzuchatemi;
Wiedz, że to bujda, granda zwykła,
Gdy ci wołają: "Broń na ramię!",
Że im gdzieś nafta z ziemi sikła
I obrodziła dolarami;
Że coś im w bankach nie sztymuje,
Że gdzieś zwęszyli kasy pełne
Lub upatrzyły tłuste szuje
Cło jakieś grubsze na bawełnę.
Rżnij karabinem w bruk ulicy!
Twoja jest krew, a ich jest nafta!
I od stolicy do stolicy
Zawołaj broniąc swej krwawicy:
"Bujać - to my, panowie szlachta!"
J. Tuwim
27- Zieleń (wyjątek)
O zieleni można nieskończenie.
Powielając dźwiękiem jej znaczenie,
Można kunsztem udatnych powieleń
Tworzyć światu coraz nowszą zieleń.
Nie dość słowo z widzenia znać.
Trzeba Wiedzieć, jaka wydała je gleba,
Jak zalęgło się, jak rosło, pęczniało,
Nie - jak dźwięczy, ale jak dźwięczniało,
Nie - jak brzmi, ale jakim nabrzmieniem
Dojrzewało, zanim się imieniem,
Czyli nazwą, wyrazem, rozpękło.
W dziejach wzrostu słowa - jego piękno.
J. Tuwim
Powielając dźwiękiem jej znaczenie,
Można kunsztem udatnych powieleń
Tworzyć światu coraz nowszą zieleń.
Nie dość słowo z widzenia znać.
Trzeba Wiedzieć, jaka wydała je gleba,
Jak zalęgło się, jak rosło, pęczniało,
Nie - jak dźwięczy, ale jak dźwięczniało,
Nie - jak brzmi, ale jakim nabrzmieniem
Dojrzewało, zanim się imieniem,
Czyli nazwą, wyrazem, rozpękło.
W dziejach wzrostu słowa - jego piękno.
J. Tuwim
26- kamienie raczej rąbać...
Kamienie raczej rąbać dla czerstwego chleba
I żuć go, by znów siły zdobyć na rąbanie,
Niż tak po ziemi chodzić i tak pragnąć nieba,
I tak ze szczęścia cierpieć, jak ja cierpię, Panie!
Patrz, jak się ze mnie rodzą te słowa w męczarni,
Słowa – krew moich szarpań, ran rozdartych ogień.
Mojżesz, który sepleni, bełkoce niezdarnie,
Nie mam swego Arona, co by mówił z Bogiem.
Tak dźwięczne szczęście życia przekleństwem się stało,
Apostoła mi ześlij! niechaj mnie tłumaczy!
Słowo stało się ciałem, a popiołem – ciało
I w prochu moich modlitw tarzam się w rozpaczy.
J. Tuwim
25- Koń
Koniu płomienny, koniu mój gniewny
Z Apollinowej stajni!
Kto zawołaniem zbudzi nas śpiewnym
I wieść, i drogę oznajmi?
Ze snów zapadłych głucho krzyczący,
Z tobą nocami się zmagam
I obudzony rżeniem twym grzmiącym
Skrzydlaty słyszę huragan.
Czemu mnie widmem straszysz obłocznym,
Tętniący w świata bezkresie?
Kiedyż mnie cwałem, rumaku skoczny,
Do Czarnolasu poniesiesz?
A tam nie miody, nie srebrne wody
Z prastarej lipy bryzną.
Tam niebo w łunach, bory w piorunach,
Pożar nad wieczną ojczyzną.
J. Tuwim
24- Odpowiedź
Gdzież mnie do poematów? Ledwo wiersz wykrztuszę
Z rozdygotanej krtani, drżąc o każde słowo,
Trwożąc się, czy coś znaczysz, o zawodna mowo,
Dla której dźwięków tajnych żyć i umrzeć muszę.
Znakami czarnej męki pstrząc białe arkusze
Modlę się, płaczę, płonę, śmierć słyszę nad głową,
Oczy na świat podnoszę – świat patrzy surowo,
A ja myślałem przecież, że niebiosa wzruszę.
Spróbuj, proszę, lancetem na swej własnej dłoni
Wyryć choć jedno słowo, którym serce pęka,
A potem prawdę powiedz: rozkosz to czy męka?
Tak bym poemat pisał, co mi z ziemi dzwoni,
Tak bym to zasłuchanie żarem krwi roztrwonił,
Tak by serce zabiła ta pisząca ręka.
J. Tuwim
23- Praca
I dzisiaj znowu w strof czworokąty
Nieustępliwe rzeczy wtłaczać,
Wyginać, ciosać, przeistaczać,
Śród czterech linij – szukać piątej:
(Widomej ilu śród tysiąca?)
Treść uświetliła, moc prężąca
Struny napiętej i czerwonej
Znowu przetapiać w ogniu spojrzeń
Barwy na metal dźwięku lity,
Wyczarowywać z faktów mity,
Rozkrawać słów nerwowy korzeń.
Tak! Znowu! Wciąż od nowa
Wbijać się klinem coraz srożej:
Słowami w serca, sercem w słowa
I trwać w uporze.
J. Tuwim
22- Sława
Ledwo zastygną w wierszu niespokojne słowa,
Zlepione śpiewną wiedzą, jak cegły cementem,
Nie radość, przyjacielu, lecz tęsknota nowa
Cieniem pada na dzieło, w tęsknocie poczęte.
O, jakże gorzki wtedy i niesprawiedliwy
Jest szumny zachwyt ludzki i sławy zapowiedź!
Więc podziw niezaszczytny i rozgłos krzykliwy
Każą ustom kamienieć i oczom surowieć.
Każą modlić się co dzień o wielkie anielstwo:
Żebyś małym wierszykiem świat na nowo zbawił,
Żeby laury na czole urosły w męczeństwo,
Żeby ten wieniec z cierni skronie twe rozkrwawił.
J. Tuwim
Zlepione śpiewną wiedzą, jak cegły cementem,
Nie radość, przyjacielu, lecz tęsknota nowa
Cieniem pada na dzieło, w tęsknocie poczęte.
O, jakże gorzki wtedy i niesprawiedliwy
Jest szumny zachwyt ludzki i sławy zapowiedź!
Więc podziw niezaszczytny i rozgłos krzykliwy
Każą ustom kamienieć i oczom surowieć.
Każą modlić się co dzień o wielkie anielstwo:
Żebyś małym wierszykiem świat na nowo zbawił,
Żeby laury na czole urosły w męczeństwo,
Żeby ten wieniec z cierni skronie twe rozkrwawił.
J. Tuwim
21- Wiersz
Gdy wiem, że wiersz powstanie,
w klamrę nawiasu zamykam
świat i przed nawiasem stawiam
znak funkcji, czynnika.
Wtedy zaczyna się działanie,
dźwięczne i szybkie rozmyślanie,
aż wiersz, jak zadanie algebraika,
na czarnej tablicy wyraźnie wynika.
Potem nawias otwieram,
uwięzione wypuszczam żywioły,
czarną tablicę z działań wycieram.
I wracam wesoły do domu ze szkoły
i w domu z miłości umieram.
J. Tuwim
J. Tuwim
20- Poezja
Wiersze rodzą się w drodze,
Wiersze rodzą się w domu,
Czasem czytam je bliskim,
Zwykle nie czytam nikomu.
Poezja jest sprawą tajemną,
Trzeba ją ukryć głęboko.
Poezja to ucho świata,
Poezja to świata oko.
Wszystko powinna słyszeć,
Wszystko powinna widzieć
Lecz mówić o niej ludziom
- po cóż, o wielki wstydzie !
Jan Koprowski
Wiersze rodzą się w domu,
Czasem czytam je bliskim,
Zwykle nie czytam nikomu.
Poezja jest sprawą tajemną,
Trzeba ją ukryć głęboko.
Poezja to ucho świata,
Poezja to świata oko.
Wszystko powinna słyszeć,
Wszystko powinna widzieć
Lecz mówić o niej ludziom
- po cóż, o wielki wstydzie !
Jan Koprowski
sobota, 6 czerwca 2015
19- Coraz trudniej pisać...
Coraz trudniej pisać wiersze,
Bo w tych wierszach nie ma wierszy.
Niespokojne twoje serce
W niespokojnej bije piersi.
Coraz trudniej składać słowa,
Żeby z sobą się zgadzały.
Gdzie ta kuźnia, w której kowal
wznieca iskry spod powały ?
Coraz trudniej mówić o tym,
o czym dawniej-śmy mówili.
Już nie srebrny i nie złoty
Świeci księżyc do wigilii.
Jan Koprowski
czwartek, 4 czerwca 2015
18- Wiersz
Ja może kiedyś wiersz napiszę:
Wiersz najpiękniejszy i najprostszy.
Słowa pofruną stadami pliszek
Na domy, drzewa, wzgórza i mosty.
Może po latach wiersz napiszę:
Matka pochwałą mnie obdzieli.
Wiersz ten nie zginie w największym wichrze
I pożar dziejów go nie spopieli.
W wierszu tym złożę wszystkie wiersze,
Które się w piersi tłuką jak w klatce...
Ja może kiedyś tym jednym wierszem
Wystawię pomnik mojej matce.
Jan Koprowski
17- W tym kraju
W tym kraju, żeby coś zbudować,
Trzeba wpierw flaki wypruć z siebie.
Tu każdy dzień jest dniem od nowa,
a noc na nowo wszystko grzebie.
W tym kraju wcześniej niż gdziekolwiek
Ludzie siwieją, tracą siły.
Jesienne sypie się listowie
Na dzieje, co się nie spełniły.
W tym kraju ludzie wiedzą jedno:
Historia dla nich niebezpieczna,
Przeszłość bogactwem mami biednym,
Przyszłość bezbrzeżna jest i wieczna.
Ten kraj już wszyscy pożegnali:
Bogowie, diabli, pańscy święci...
I tylko myśmy tu zostali
Wśród czasu, mogił i pamięci.
Jan. Koprowski
Trzeba wpierw flaki wypruć z siebie.
Tu każdy dzień jest dniem od nowa,
a noc na nowo wszystko grzebie.
W tym kraju wcześniej niż gdziekolwiek
Ludzie siwieją, tracą siły.
Jesienne sypie się listowie
Na dzieje, co się nie spełniły.
W tym kraju ludzie wiedzą jedno:
Historia dla nich niebezpieczna,
Przeszłość bogactwem mami biednym,
Przyszłość bezbrzeżna jest i wieczna.
Ten kraj już wszyscy pożegnali:
Bogowie, diabli, pańscy święci...
I tylko myśmy tu zostali
Wśród czasu, mogił i pamięci.
Jan. Koprowski
16- Wczoraj było za wcześnie...
Wczoraj było za wcześnie, jutro będzie za późno.
Między wczoraj a jutrem- dzień jeden czy wieczność ?
Trzeba podjąć decyzję przed wielką podróżą,
Choćby się skończyć miała klęską ostateczną.
Trudny wybór, gdy nie ma wyboru innego,
To jest tak, jakbyś wjeżdżał do ogromnej kniei,
Gdzie tylko jedna droga, ana tamtym brzegu
nie ma rzeki, i mostu... i nie ma nadziei.
J. Koprowski
Między wczoraj a jutrem- dzień jeden czy wieczność ?
Trzeba podjąć decyzję przed wielką podróżą,
Choćby się skończyć miała klęską ostateczną.
Trudny wybór, gdy nie ma wyboru innego,
To jest tak, jakbyś wjeżdżał do ogromnej kniei,
Gdzie tylko jedna droga, ana tamtym brzegu
nie ma rzeki, i mostu... i nie ma nadziei.
J. Koprowski
środa, 3 czerwca 2015
15- Pisane w końcu kwietnia
Mówię: czas goi rany, studzi namiętności,
O wszystkim nakazuje zapomnieć powoli,
Zdmuchuje jak wiatr piasek, ślad wielkiej miłości,
Sprawia, że to, co bardzo bolało- nie boli.
Jeżeli to jest prawda, ja nie chcę w nią wierzyć.
Czas nie goi, lecz nowe zadaje nam rany-
Kiedy zorza wieczorna do okien uderzy
i na ulicach z bólu pękają kasztany.
Nie wmawiajcie w nas ciągle, że trudno, że trzeba,
Bo ja się na to nie godzę, bo ja jestem przeciw.
Dla kogo nadchodzą wiosny, wysokie szumią drzewa
I wieczne słońce miłości po co nad nami świeci..?
J. Koprowski
O wszystkim nakazuje zapomnieć powoli,
Zdmuchuje jak wiatr piasek, ślad wielkiej miłości,
Sprawia, że to, co bardzo bolało- nie boli.
Jeżeli to jest prawda, ja nie chcę w nią wierzyć.
Czas nie goi, lecz nowe zadaje nam rany-
Kiedy zorza wieczorna do okien uderzy
i na ulicach z bólu pękają kasztany.
Nie wmawiajcie w nas ciągle, że trudno, że trzeba,
Bo ja się na to nie godzę, bo ja jestem przeciw.
Dla kogo nadchodzą wiosny, wysokie szumią drzewa
I wieczne słońce miłości po co nad nami świeci..?
J. Koprowski
14- Trwoga
Ja już tej śmierci nie pokonam
i nie potrafię uciec od niej.
na jawie, we śnie, wszędzie ONA
przez przez wszystkie lata, dni, tygodnie.
Jak cień nieszczęsny idzie za mną,
czai sie w parkach i ogrodach.
Jak szpicel czyha za fontanną ,
i na kamiennych, starych schodach.
Zbliżam się do niej i oddalam,
lecz gdy oddalam się,, znów zbliżam.
Zalewa nas wysoka fala,
wciągając w nurt -ramiona krzyża.
Jeszcze się bronię, lecz daremna
obrona moja, trwogi moje.
Noc się nad nami ściele ciemna
i olbrzymieją niepokoje.
J. Koprowski
13- Sumienie
O, nazbyt wiele słów już z ust wezbranych padło,
By się samego siebie nie zapytać: po co,
Gdy gwiazdy tylko gwiazdom służą za zwierciadło,
A my się w czarnej nocy - przeglądamy nocą.
O, nazbyt wiele słów już pochwyciło ucho,
By nie ważyć każdego rzuconego brzmienia
I milcząc ponad treścią unosić się głuchą,
Jak złoty płomień prawdy, jak język sumienia.
K. Wierzyński
12- Nie mam już w sobie...
Nie mam już w sobie żadnych słów,
które bym rzucał nadaremnie.
Prócz tej radości, tego smutku
co sam się wydobywa ze mnie.
Nie mam już w sobie żadnych słów,
którymi chciałbym świat uderzyć.
Pytam się szeptem i dlatego,
ażeby jeszcze głębiej wierzyć.
Nie mam już w sobie żadnych słów,
ani mi żadnych nie potrzeba.
Ty do mnie przemów utajona,
w wysokich wiekach prawdo nieba.
K. Wierzyński
które bym rzucał nadaremnie.
Prócz tej radości, tego smutku
co sam się wydobywa ze mnie.
Nie mam już w sobie żadnych słów,
którymi chciałbym świat uderzyć.
Pytam się szeptem i dlatego,
ażeby jeszcze głębiej wierzyć.
Nie mam już w sobie żadnych słów,
ani mi żadnych nie potrzeba.
Ty do mnie przemów utajona,
w wysokich wiekach prawdo nieba.
K. Wierzyński
11- Owoce
Wiersze się we mnie jak wielkie
Jabłka czerwone kołyszą,
Gęsty mlecz wzbiera sokami,
W tłuste uderza listowie,
Wiatr mnie gorący opływa
I duszną odurza ciszą,
Miąższ ścieka w serce i krwawiąc
Sączy się słowo po słowie.
Wiersze się toczą przeze mnie,
Lecą jak słodkie owoce,
Padają ciężko na ziemię,
Pękają w radosnym chrzęście,
O lata dojrzewające!
O dni weselne! O noce!
O Boże! Co to za wielkie,
Przerażające szczęście!
K. Wierzyński
10- Poranki nagłe
Poranki nagłe, natchnienia moje,
gdy ponad łąki mokro pachnace,
Rosy na trawach i wodopoje,
Źródłem strzelistym wybucha słońce.
Kiedy powietrze suche i młode
Przybliża góry, niżej je kłoni,
I niezmąconą z nieba pogodę
Wróży ja z wielkiej, otwartej dłoni.
Gdy nagle wszystko, krzak byle jaki
i liści każdy poszum się zmienia
W dziw niespodziany, w słowa i znaki
Mojej miłości i zachwycenia.
Ach, ziemio a jaw niewydobyta
I do dna nigdy niewykochana !
Patrzę zdumiony, wiatr twój mię chwyta,
chcę śpiewać, płakać, paść na kolana.
K. Wierzyński
gdy ponad łąki mokro pachnace,
Rosy na trawach i wodopoje,
Źródłem strzelistym wybucha słońce.
Kiedy powietrze suche i młode
Przybliża góry, niżej je kłoni,
I niezmąconą z nieba pogodę
Wróży ja z wielkiej, otwartej dłoni.
Gdy nagle wszystko, krzak byle jaki
i liści każdy poszum się zmienia
W dziw niespodziany, w słowa i znaki
Mojej miłości i zachwycenia.
Ach, ziemio a jaw niewydobyta
I do dna nigdy niewykochana !
Patrzę zdumiony, wiatr twój mię chwyta,
chcę śpiewać, płakać, paść na kolana.
K. Wierzyński
9- Zielono mam w głowie
http://poetyckoimuzycznie.blox.pl/tagi_b/230417/Kazimierz-Wierzynski.html
Zielono mam w głowie i fiołki w niej kwitną
na klombach mych myśli sadzone za młodu
Pod słońcem co dało mi duszę błękitną
i które mi świeci bez trosk i zachodu.
Rozdaję wokoło mój uśmiech, bukiety
rozdaję wokoło i jestem radosną
wichurą zachwytu i szczęścia poety
co zamiast człowiekiem powinien być wiosną!
Kazimierz Wierzyński
Zielono mam w głowie i fiołki w niej kwitną
na klombach mych myśli sadzone za młodu
Pod słońcem co dało mi duszę błękitną
i które mi świeci bez trosk i zachodu.
Rozdaję wokoło mój uśmiech, bukiety
rozdaję wokoło i jestem radosną
wichurą zachwytu i szczęścia poety
co zamiast człowiekiem powinien być wiosną!
Kazimierz Wierzyński
wtorek, 2 czerwca 2015
8- Zaklęty
Wciąż musiałem się śpieszyć przez noc i wertepy,
W górę i w dół, i szeptem powtarzać zaklęcia,
Nie mówcie, że zbłąkany, mówcie o mnie ślepy
Od miłości, goryczy, od klęsk i od szczęścia.
Tyle tutaj doznałem, ile doznać można,
I nie wiem, czy w mym sercu coś jeszcze się zmieści,
Dlatego droga moja tak była bezdrożna
I tak skłócone o niej pisałem powieści.
Ale wiodło mnie jedno i z tym tu powrócę,
Jeśli kto kiedy moje odmierzy obszary:
Nawet wątpiąc o sobie, wiedziałem o sztuce,
Że nad wszystko, nad zgubę, dotrzymam jej wiary.
K. Wierzyński
W górę i w dół, i szeptem powtarzać zaklęcia,
Nie mówcie, że zbłąkany, mówcie o mnie ślepy
Od miłości, goryczy, od klęsk i od szczęścia.
Tyle tutaj doznałem, ile doznać można,
I nie wiem, czy w mym sercu coś jeszcze się zmieści,
Dlatego droga moja tak była bezdrożna
I tak skłócone o niej pisałem powieści.
Ale wiodło mnie jedno i z tym tu powrócę,
Jeśli kto kiedy moje odmierzy obszary:
Nawet wątpiąc o sobie, wiedziałem o sztuce,
Że nad wszystko, nad zgubę, dotrzymam jej wiary.
K. Wierzyński
7- Praca
I dzisiaj znowu w strof czworokąty
Nieustępliwe rzeczy wtłaczać,
Wyginać, ciosać, przeistaczać,
Śród czterech linij – szukać piątej:
Żeby się na niej, utajonej,
(Widomej ilu śród tysiąca?)
Treść uświetliła, moc prężąca
Struny napiętej i czerwonej
Znowu przetapiać w ogniu spojrzeń
Barwy na metal dźwięku lity,
Wyczarowywać z faktów mity,
Rozkrawać słów nerwowy korzeń.
Tak! Znowu! Wciąż od nowa
Wbijać się klinem coraz srożej:
Słowami w serca, sercem w słowa
I trwać w uporze.
J. Tuwim
Nieustępliwe rzeczy wtłaczać,
Wyginać, ciosać, przeistaczać,
Śród czterech linij – szukać piątej:
Żeby się na niej, utajonej,
(Widomej ilu śród tysiąca?)
Treść uświetliła, moc prężąca
Struny napiętej i czerwonej
Znowu przetapiać w ogniu spojrzeń
Barwy na metal dźwięku lity,
Wyczarowywać z faktów mity,
Rozkrawać słów nerwowy korzeń.
Tak! Znowu! Wciąż od nowa
Wbijać się klinem coraz srożej:
Słowami w serca, sercem w słowa
I trwać w uporze.
J. Tuwim
6- Koń
Koniu płomienny, koniu mój gniewny
Z Apollinowej stajni!
Kto zawołaniem zbudzi nas śpiewnym
I wieść, i drogę oznajmi?
Ze snów zapadłych głucho krzyczący,
Z tobą nocami się zmagam
I obudzony rżeniem twym grzmiącym
Skrzydlaty słyszę huragan.
Czemu mnie widmem straszysz obłocznym,
Tętniący w świata bezkresie?
Kiedyż mnie cwałem, rumaku skoczny,
Do Czarnolasu poniesiesz?
A tam nie miody, nie srebrne wody
Z prastarej lipy bryzną.
Tam niebo w łunach, bory w piorunach,
Pożar nad wieczną ojczyzną.
J. Tuwim
Z Apollinowej stajni!
Kto zawołaniem zbudzi nas śpiewnym
I wieść, i drogę oznajmi?
Ze snów zapadłych głucho krzyczący,
Z tobą nocami się zmagam
I obudzony rżeniem twym grzmiącym
Skrzydlaty słyszę huragan.
Czemu mnie widmem straszysz obłocznym,
Tętniący w świata bezkresie?
Kiedyż mnie cwałem, rumaku skoczny,
Do Czarnolasu poniesiesz?
A tam nie miody, nie srebrne wody
Z prastarej lipy bryzną.
Tam niebo w łunach, bory w piorunach,
Pożar nad wieczną ojczyzną.
J. Tuwim
5- Sława
Ledwo zastygną w wierszu niespokojne słowa,
Zlepione śpiewną wiedzą, jak cegły cementem,
Nie radość, przyjacielu, lecz tęsknota nowa
Cieniem pada na dzieło, w tęsknocie poczęte.
O, jakże gorzki wtedy i niesprawiedliwy
Jest szumny zachwyt ludzki i sławy zapowiedź!
Więc podziw niezaszczytny i rozgłos krzykliwy
Każą ustom kamienieć i oczom surowieć.
Każą modlić się co dzień o wielkie anielstwo:
Żebyś małym wierszykiem świat na nowo zbawił,
Żeby laury na czole urosły w męczeństwo,
Żeby ten wieniec z cierni skronie twe rozkrwawił.
J. Tuwim
4- Wiersz
O czym? O pewnym wieczorze.
Od wina i czerwca był ciepły.
Gwiazdy, jak kwiaty ze szczęścia,
Na łąkę niebios uciekły.
Jechało się Alejami
I koń był wniebowzięty,
I księżyc co jechał nad nami,
W strzępiastą chmurkę wcięty.
Ani się nic nie działo,
Ani się nic nie mówiło.
Zresztą sam byłem wtedy,
Ciebie tam wcale nie było.
J. Tuwim
3- Odpowiedź
Gdzież mnie do poematów ?
Ledwie wiersz wykrztuszę
Z rozdygotanej krtani, drżąc o każde słowo,
Trwożąc się, czy coś znaczysz, o zawodna mowo,
Dla której dźwięków tajnych żyć i umrzeć muszę.
Znakami czarnej męki pstrząc białe arkusze
Modlę się, płaczę, płonę, śmierć słyszę nad głową,
Oczy na świat podnoszę – świat patrzy surowo,
A ja myślałem przecież, że niebiosa wzruszę.
Spróbuj, proszę, lancetem na swej własnej dłoni
Wyryć choć jedno słowo, którym serce pęka,
A potem prawdę powiedz: rozkosz to czy męka?
Tak bym poemat pisał, co mi z ziemi dzwoni,
Tak bym to zasłuchanie żarem krwi roztrwonił,
Tak by serce zabiła ta pisząca ręka
J. Tuwim
2- Kamienie raczej rąbać
Kamienie raczej rąbać dla czerstwego chleba
I żuć go, by znów siły zdobyć na rąbanie,
Niż tak po ziemi chodzić i tak pragnąć nieba,
I tak ze szczęścia cierpieć, jak ja cierpię, Panie!
Patrz, jak się ze mnie rodzą te słowa w męczarni,
Słowa – krew moich szarpań, ran rozdartych ogień.
Mojżesz, który sepleni, bełkoce niezdarnie,
Nie mam swego Arona, co by mówił z Bogiem.
Tak dźwięczne szczęście życia przekleństwem się stało,
Apostoła mi ześlij! niechaj mnie tłumaczy!
Słowo stało się ciałem, a popiołem – ciało
I w prochu moich modlitw tarzam się w rozpaczy.
J. Tuwim
I żuć go, by znów siły zdobyć na rąbanie,
Niż tak po ziemi chodzić i tak pragnąć nieba,
I tak ze szczęścia cierpieć, jak ja cierpię, Panie!
Patrz, jak się ze mnie rodzą te słowa w męczarni,
Słowa – krew moich szarpań, ran rozdartych ogień.
Mojżesz, który sepleni, bełkoce niezdarnie,
Nie mam swego Arona, co by mówił z Bogiem.
Tak dźwięczne szczęście życia przekleństwem się stało,
Apostoła mi ześlij! niechaj mnie tłumaczy!
Słowo stało się ciałem, a popiołem – ciało
I w prochu moich modlitw tarzam się w rozpaczy.
J. Tuwim
1- Do prostego człowieka
Gdy znów do murów klajstrem świeżym
Przylepiać zaczną obwieszczenia,
Gdy "do ludności", "do żołnierzy"
Na alarm czarny druk uderzy
I byle drab, i byle szczeniak
W odwieczne kłamstwo ich uwierzy,
Że trzeba iść i z armat walić,
Mordować, grabić, truć i palić;
Gdy zaczną na tysięczną modłę
Ojczyznę szarpać deklinacją
I łudzić kolorowym godłem,
I judzić "historyczną racją",
O piędzi, chwale i rubieży,
O ojcach, dziadach i sztandarach,
O bohaterach i ofiarach;
Gdy wyjdzie biskup, pastor, rabin
Pobłogosławić twój karabin,
Bo mu sam Pan Bóg szepnął z nieba,
Że za ojczyznę - bić się trzeba;
Kiedy rozścierwi się, rozchami
Wrzask liter pierwszych stron dzienników,
A stado dzikich bab - kwiatami
Obrzucać zacznie "żołnierzyków". -
- O, przyjacielu nieuczony,
Mój bliźni z tej czy innej ziemi!
Wiedz, że na trwogę biją w dzwony
Króle z panami brzuchatemi;
Wiedz, że to bujda, granda zwykła,
Gdy ci wołają: "Broń na ramię!",
Że im gdzieś nafta z ziemi sikła
I obrodziła dolarami;
Że coś im w bankach nie sztymuje,
Że gdzieś zwęszyli kasy pełne
Lub upatrzyły tłuste szuje
Cło jakieś grubsze na bawełnę.
Rżnij karabinem w bruk ulicy!
Twoja jest krew, a ich jest nafta!
I od stolicy do stolicy
Zawołaj broniąc swej krwawicy:
"Bujać - to my, panowie szlachta!"
J. Tuwim
Subskrybuj:
Posty (Atom)